Scena otwarta dla każdego, czyli o tym jak sprawić, by teatr stał się inkluzywny
Teatr otwarty dla wszystkich: dla osób z różnymi potrzebami, ograniczeniami, czy możliwościami. Teatr, który jest uniwersalnym językiem. Który przekazuje emocje. Który pokazuje, że na scenie jest miejsce dla każdego. To właśnie główne założenia „Sceny Otwartej”, innowacji pani Katarzyny Peplinskiej-Pietrzak, która wzięła udział w Inkubatorze pomysłów.
Czy teatr jest otwarty dla wszystkich? Choć może się wydawać, że rzeczywiście tak jest, praktyka pokazuje, że nie zawsze każda zainteresowana osoba może odnaleźć tam swoje miejsce. Zauważyła to Katarzyna Peplinska-Pietrzak, która postanowiła stworzyć niezwykłą innowację.
– Dostępnością w sztuce i kulturze interesuję się od około sześciu lat, więc mam wrażenie, ze ta innowacja jest pokłosiem wcześniejszych doświadczeń – wyjaśnia pomysłodawczyni „Sceny Otwartej”. Wcześniej pani Katarzyna pracowała głównie z osobami niewidomymi, włączając je w widownię poprzez tworzenie m.in. audiodeskrypcji, cyku warsztatów, czy umożliwiając dostosowane do potrzeb zwiedzanie teatrów. Później zaczęła pracować także z osobami g/Głuchymi. – W pewnym momencie zainteresowałam się tym, co by było, gdyby koncepcję projektowania uniwersalnego, którą stosujemy w architekturze, wykorzystać w kulturze i sztuce. I postanowiłam to sprawdzić!
Pani Katarzyna miała dwie olbrzymie motywacje. – Powstało we mnie takie marzenie, żeby sprawdzić, w jaki sposób można zaprojektować warsztaty, które będą włączały osoby o różnych potrzebach. Innowatorka wyjaśnia, że czuła pewną niesprawiedliwość związaną z dostępem do teatralnej sceny. – Widać, że z roku na rok teatr coraz bardziej otwiera się widownię, i to jest wspaniałe. Mam natomiast duży niedosyt, szczególnie jeśli porównam sytuację w naszym kraju z tym, co dzieje się m.in. w Wielkiej Brytanii. Tam coraz częściej w zawodowych teatrach pracują twórcy z niepełnosprawnościami. Mam wrażenie, że w Polsce jeszcze mamy wiele do zrobienia w kwestii otwarcia nie tylko widowni, ale także sceny.
Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że w naszym kraju nie brak osób ze specjalnymi potrzebami, które zajmują się sztuką. – Wciąż spycha się je do niszy, albo wręcz odmawia się im prawa do bycia zawodowymi twórcami. Sztukę, w której biorą udział osoby z niepełnosprawnościami, zbyt często się medykalizuje i sprowadza wyłącznie do terapii zajęciowej. Pani Katarzyna zauważa związany z tym problem. – Brakuje nam dostępnej edukacji teatralnej, profesjonalnej, dającej narzędzia do tworzenia spektaklu. W momencie, kiedy wymyślałam tę innowację, w Polsce bardzo tego brakowało.
Ta sytuacja stała się dla innowatorki motywacją do działania. – To była potrzeba, żeby stworzyć aktywność, której efektem będzie nie tylko otwieranie widowni na potrzeby osób z różnymi potrzebami, ale także otwieranie sceny, żeby docelowo zwiększyć obecność osób z niepełnosprawnością w dostępie do profesjonalnych występów. Zależało mi na tym, żeby teatr stał się bardziej różnorodny, jeżeli chodzi o ciała i języki; żeby nie była to scena otwarta wyłącznie dla tak zwanych pełnosprawnych osób.
I tak narodził się pomysł „Sceny Otwartej”. Wiele osób ostrzegało panią Katarzynę, ze stworzenie warsztatów, na których pojawią się osoby niewidome i g/Głuche będzie trudne do zrealizowania, bo np. komunikacyjne potrzeby obu grup są różne. – Jednak ja się uparłam – śmieje się Katarzyna Peplinska-Pietrzak. – Stwierdziłam, że jeżeli wybiorę jedną z tych grup, to nie będzie dla mnie żadna innowacja, bo ja tak na co dzień pracuję, co więcej, tak pracuje wiele innych grup, które robią wspaniałe rzeczy. Dopiero ich połączenie będzie czymś nowym, czymś, czego bardzo chciałam spróbować.
Upór poskutkował. Pani Katarzyna stworzyła warsztaty, choć jak sama przyznaje, było to spore wyzwanie. – Tej komunikacji w obrębie grupy warsztatowej musieliśmy się nauczyć. Sprawdzaliśmy, co działa, a co nie. Czasem robiliśmy stopklatkę w ramach ćwiczenia. W trakcie warsztatów były z nami także osoby o ograniczonej mobilności, musieliśmy więc zastanowić się, w jaki sposób włączyć je w niektóre ćwiczenia. Jestem bardzo szczęśliwa, że w gronie prowadzących była niesłysząca aktorka i tancerka, to dla mnie było po prostu ważne, że łączymy różne perspektywy i dopiero wspólnie tworzymy coś, co jest większą jakością.
Innowatorka wyjaśnia, że momentem, wymagającym szczególnej wrażliwości były warsztaty, na których pojawili się wszyscy: osoby niewidome, niesłyszące, widzące i słyszące. Były też dwie tłumaczki języka migowego. – I okazało się, że faktycznie bardzo dużo czasu musimy poświęcić na pilnowanie komunikacji, ponieważ np. była taka sytuacja, że osoby niewidome miały potrzebę mówienia. Przez cały czas opisywały sobie rzeczywistość, bo to dawało im poczucie bezpieczeństwa. To z kolei powodowało, że tłumaczki języka migowego nie nadążały za tłumaczeniem tekstu, więc osoby niesłyszące były w pewnym momencie wykluczone z tych komunikatów. Tak naprawdę zderzyliśmy się z tak różnymi potrzebami, że to wymagało wyjścia poza własną strefę komfortu i pochylenia się nad potrzebami tej drugiej strony – wyjaśnia innowatorka.
Jak wyglądały warsztaty? – Spotkanie rozpoczęło się od rundki początkowej. To był moment, aby wyrzucić z siebie wątpliwości, pytania, opowiedzieć o swoich oczekiwaniach. To był także czas na wyjaśnienie zasad naszego spotkania i zawarcie kontraktu z uczestnikami – tłumaczy Katarzyna Peplinska-Pietrzak. Kolejnym krokiem była rozgrzewka ruchowa. – Postawiliśmy na intuicyjny taniec niewymagający specjalnych kompetencji tanecznych. Następnie przeszliśmy do ćwiczeń teatralnych. Nie zabrakło działań rozwijających kreatywność i wyobraźnię, czy umiejętność pracy w grupach. Jednym z takich ćwiczeń było tworzenie etiud – opowiada nasza rozmówczyni. – Oprócz celu teatralnego, jakim było stworzenie etiudy, ważna była dla nas także dostępność etiudy. Dostępność była dla nas filozofią działania i jedną z metod pracy. Prosiliśmy uczestników, żeby podczas tworzenia wzięli pod uwagę to, że w drugiej grupie są osoby niewidome i g/Głusi. Zachęcaliśmy, by od razu zastanowili się, w jaki sposób jeden zmysł można przetłumaczyć na drugi, tak, aby zapewnić dostępność tego, co dzieje się na scenie i móc skomunikować się z każdym widzem. W tym procesie dostępność nie była czymś dodatkowym, tylko od razu była wplatana w proces twórczy.
Innowatorka przyznaje, że uczestnicy warsztatów byli siebie bardzo ciekawi. Dopytywali się, jak funkcjonują w codzienności, jakich narzędzi używają. – Te warsztaty obrały kurs, który pozwolił każdemu uczestnikowi pokazać swój świat i poznać perspektywę pozostałych osób – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Twórczyni warsztatów mówi, że po warsztatach uczestnicy podzieli się z nią swoimi odczuciami. – Czymś co mnie poruszyło, było opowieść jednego z mężczyzn. Wyjaśnił, że te zajęcia były jedną z niewielu przestrzeni, w której czuł, że jego niepełnosprawność nie jest niczym nienormalnym. Czuł się po prostu jako osoba, która ma własną podmiotowość, która wnosi do grupy kreatywność i poczucie humoru, a nie tylko swoje ograniczenia związane ze stanem zdrowia.
Pani Katarzyna wyjaśnia także, że „Scena Otwarta” ma pomóc w przełamywaniu schematów. – To jest narzędzie, za pomocą którego możemy stopniowo pokonywać barierę mentalną w teatrach i w myśleniu o nich. Zbyt często w teatrach pokutuje przekonanie „zostawmy ją zawodowcom”, a jednocześnie miana zawodowcy odmawia się osobom z niepełnosprawnością. Ale przecież sztuka, także możliwość jej tworzenia, jest dla każdego.
Pani Katarzyna podkreśla, że „Scena Otwarta” nie wyklucza nikogo. – Moja innowacja jest skierowana także do twórców widzących i słyszących, tak zwanych pełnosprawnych. Nie chciałam tworzyć przestrzeni tylko dla osób niewidomych i g/Głuchych, a tym samym je po raz kolejny izolować. Zależało mi, aby osoby widzące i słyszące mogły się uczyć, poszukiwać nowych języków. Uważam, że dostępność nie jest tylko procesem technicznym, to też proces twórczy, proces poszukiwania nowych języków artystycznych. I mam poczucie, że to poszukiwanie nam się udało.
Czy to wpłynie na otwarcie teatrów? Innowatorka przyznaje, że nie jest w stanie tego określić. – Nie wiem. To jest proces długofalowy, ale jestem przekonana, że innowacja może być bardzo pomocnym narzędziem.
Pani Katarzyna przyznaje także, że choć może się wydawać, że niszowa innowacja, wcale nie musi tak być. – Mam doświadczenie pracy w teatrze w Toruniu. Publiczność z niepełnosprawnością jest tam bardzo zaangażowana w życie teatru. Chce oglądać spektakle, ale coraz częściej też mówi, że chciałaby je współtworzyć. Myślę, że chodzi też o to by pokazać, że taki problem realnie istnieje. Jeśli zainteresujemy tym choć jedną osobę, było warto.
Swój pomysł pani Katarzyna zrealizowała przy wsparciu Inkubatora pomysłów. – Bardzo dobrze pracowało mi się z animatorkami, a cały ten proces pomógł mi wiele rzeczy poukładać. Jestem pod ogromnym wrażeniem mechanizmu wsparcia, które otrzymaliśmy. Szkolenia i konsultacje sporo wniosły w moje życie i nadal z nich czerpię. Były to rzeczy, które pozwoliły mi stworzyć nowy pomysł na siebie. Czuję, że bardzo się rozwinęłam z jednej strony zawodowo, ale także jako człowiek.
Inkubator pomysłów prowadzimy w ramach projektu „Innowacje na ludzką miarę 2. Wsparcie w rozwoju mikroinnowacji w obszarze włączenia społecznego”, który jest finansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego.